Każdy z czterech szkiców to pasjonująca lektura dla miłośnika matematyki czy historii. Autorowi znakomicie udało się wpisać migawki z dziejów światowej i polskiej matematyki w kontekst wydarzeń politycznych i społecznych.
Czas dostawy kurierem InPost 24 godziny! E-booki w ciągu 15 minut!
Każdy z czterech szkiców to pasjonująca lektura dla miłośnika matematyki czy historii. Autorowi znakomicie udało się wpisać migawki z dziejów światowej i polskiej matematyki w kontekst wydarzeń politycznych i społecznych.
Każdy z czterech szkiców to pasjonująca lektura dla miłośnika matematyki czy historii. Autorowi znakomicie udało się wpisać migawki z dziejów światowej i polskiej matematyki w kontekst wydarzeń politycznych i społecznych. Mamy więc anegdotyczne opowieści o Eulerze, Cantorze, Sierpińskim czy matematykach warszawskich. Eseje oczywiście dotyczą matematyki, ale w szerszym kontekście historycznym i anegdotycznym. Czy te dygresje - nieraz dosyć obszerne - powodowane były jedynie pogonią za anegdotą, czy też mógłby w tym być jakiś większy sens? Autor nie odpowie na to pytanie, bo sam chciałby wiedzieć, w jaki sposób geniusz czasu i miejsca, objawiający się zazwyczaj jako sytuacja społeczne, a nawet zjawisko natury, mógłby mieć wpływ na prawdy matematyczne uznawane za wieczne.
Szkic Dwie Warszawy uzupełnia obraz polskiej szkoły matematycznej, zapewne największego sukcesu polskiej nauki. Plastycznie, choć zapewne subiektywnie, opisuje relacje naukowe i społeczne warszawskich matematyków, nie unikając trudnych problemów stosunków polsko-żydowskich. Klimat szkicu współbrzmi ze wspomnieniami, którymi dzielił się ze mną jeden z najznakomitszych wychowanków warszawskiej szkoły, Samuel Eilenberg, podczas ostatnich wizyt w Polsce w początkach lat dziewięćdziesiątych XX wieku.
Czytając Cztery szkice z przeszłości matematyki, przypomniałem sobie, jak amerykański matematyk William G. Dwyer, przemawiając podczas uroczystości przyznania mu doktoratu honorowego Uniwersytetu Warszawskiego w 2007 roku, podkreślał, że „matematyka dzisiejsza ma wyraziście ludzką i społeczną naturę”. Szkice Profesora Mioduszewskiego plastycznie ukazują prawdziwość tej tezy na przestrzeni kilku epok.
Georg Cantor – O Dedekindzie, Kroneckerze I O Samym Sobie
Od Autora
Zbiory
Wcześniejsze niż liczby
Rojenia dziecka
Moses Mendelssohn
Fizyczność continuum
Zbiory czyste
Spotkanie (1872)
Skromny początek
Nieprzeliczalność continuum
Krzyk Beotów
Kronecker
(1887) Płaszczyzna i prosta
Twierdzenie, które powinno być prawdziwe
Niechętne przyjęcie
W cieniu Dedekinda
Starzejący się mędrzec
Szarość zbiorów
Manifest matematyki wyzwolonej
Dobre uporządkowanie
Liczby porządkowe
Continuum
Mittag-Leffler
Acta Mathematica
Korespondencja
List do Kroneckera
Odpowiedź Kroneckera
(1885) Odpowiedź Mittag-Lefflera
Gottlob Frege
Puszkin
Nowe
Poza matematyką
Ciągi o dwóch elementach
Bilans 1895
Vassilieff
Hermite
Hilbert
Felix Bernstein
Cień sprzed dwudziestu lat
Powiedzmy coś za Cantora
Dodane po zakończeniu
Bibliografia
Matematycy I „Fiłosofy”
Wacław Sierpiński
Sierpiński
Bolesław Młodziejowski
Sierpiński
Młodziejowski
Młodziejowski (sam, o Łuzinie)
Luty 1917
Młodziejowski
Październik 1917
Sierpiński
Moskwa 1923
Rok 1928
Po latach
Dwie Warszawy (Tomasz Grabiński)
Zenon Waraszkiewicz 1909–1946
Ruziewicz
Casimir
Rajchman
Rosja
Seminarium na Oczki
O sobie
Zły znak
Samuel i inni
Pan Begagon
Również w Teksasie
12 maja
Wycieczka
Julian
Moskwa 1935
Zarankiewicz
Borsuk
Bronisław
Widmo Darwina krąży po Europie
Złowróżbny rok 1935
Pan Witold
Konflikty
Fritz Rothberger
Habilitacja
Depresja
Słupecki
Fatalne emocje
Scholastyka
Rzeczywistość
Bolszewicy
Prawosławie
Kontinuum Knastera
Po wielkiej konferencji
Sowiety
Sierpiński
Francuzi
Szkoła polska
Morena czołowa
Teoria „witzu”
Rappaport
Steckel
Henryk
Steinhaus
Dybuk
CR paryskie
Radio Breslau
Skłócona Europa
Stoiłow
Espaces separables
Retrakty i relacja tau
Topologia
Tradycja petersburska
My i matematyka
Banach
Lwów
Sierpiński
Za południową granicą
Lider
Matematyka Sierpińskiego
Filozofia matematyki
Polska lekkość myśli
Tomsk
Rzeczywistość
To pewnie błąd
Emigracja
Kraków
Nikodym
Druga stolica
Te Deum
Summa topologiae
Cienie zawodu
Begagon
26 sierpnia
Posłowie
Wojna
Warto zaznaczyć, że książka ta uświadamia czytelnikowi, że nauka to nie tylko to, co możemy przeczytać na kartach recenzowanej monografii czy w punktowanych czasopismach naukowych lub ewentualnie usłyszeć na jakiejś konferencji.
Jerzy Mioduszewski, Cztery szkice z przeszłości matematyki, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2013, s. 186.
Są książki, które – gdy czytamy – myślimy o nich, że powstały z pasji. Dokładnie tak jest w przypadku gorąco polecanej publikacji autorstwa Jerzego Mioduszewskiego pod tytułem „Cztery szkice z przeszłości matematyki”. Składa się ona z czterech szkiców poświęconych wydarzeniom matematycznym należącym do historii. Autor zawarł w nich także głębokie refleksje będące dygresjami mającymi skłonić czytelnika do namysłu nad zależnościami pomiędzy prawdami matematycznymi a życiem doczesnym. Nie jest to więc typowa książka historyczna ani też popularyzowany słownik terminów z zakresu nauk ścisłych. To raczej niesłychanie ważna książka o życiu widzianym z pewnej bardzo specyficznej oraz z pewnością niepopularnej perspektywy. I to właśnie czyni ją tak fascynującą lekturą.
Warto zaznaczyć, że książka ta uświadamia czytelnikowi, że nauka to nie tylko to, co możemy przeczytać na kartach recenzowanej monografii czy w punktowanych czasopismach naukowych lub ewentualnie usłyszeć na jakiejś konferencji. Pokazuje, że nauka znacząco wykracza nie jedynie poza nasze percepcyjne przyzwyczajenia, ale nieraz niepokojąco stapia się z naszą codziennością w najmniej oczekiwanych momentach. Rodzi się na skutek zintensyfikowanych badań, bywa dziełem szczęścia lub przypadku. Pracują na jej kształt nie wyłącznie naukowcy, ale i ich bliscy, znajomi, rodzina. Rodzi się gdzieś na pograniczu zależności, w ramach skomplikowanych relacji interpersonalnych. Oznacza to, że naukę tworzą ludzie z krwi i kości. Doskonale można się o tym przekonać choćby za sprawą genialnej w swej prostocie oraz sile przekazu „Akademii na wyspie”, która jest niekwestionowaną perełką w prezentowanym zbiorze tekstów.
Na szkice można także spojrzeć – i tak pewnie reprezentanci nauk społecznych będą na nie patrzeć – jako pogłębione case studies. Wydają się wszakże stanowić one opisy jakościowe człowieka w relacji z matematycznościa. Przykładowo autor pokazuje jak car Piotr postanowił zmienić naturę ludzką, jak Euler przygotowywał pewien dowód, jak Immanuel Kant obcował z geometrią, jak Elżbieta naprawiała błędy Piotra. Pod koniec lektury dopiero – a może i wcześniej – przychodzi refleksja o istnieniu w świecie systemu naczyń połączonych. Zaczynamy wszakże dostrzegać pewne sieci zależności, determinanty, konsekwencje decyzji oraz bezdecyzji. A wszystko to przy tak doskonale i starannie przemyślanym lejtmotywie! Trudno o doskonalszą książkę o uwikłaniu człowieku w świecie oraz własnym człowieczeństwie!
Książka autorstwa Jerzego Mioduszewskiego pod tytułem „Cztery szkice z przeszłości matematyki” to świadectwo pasji oraz wielkiej miłości do matematyki i historii. Pokazuje różne oblicza umiłowania mądrości, a także obcowania z geniuszem w ramach zwykłej, szarej codzienności. To dzieło, które pozwala zrozumieć matematyczność oraz historyczność pewnych komponentów współczesnej rzeczywistości społecznej, której jesteśmy częścią. Umożliwia oderwanie się od tego, co przyziemne i dryfowanie w meandrach pięknego, ludzkiego umysłu. To bezsprzecznie jedna z najbardziej fascynujących odsłon nauki z ludzką twarzą, jaka powstała na przestrzeni ostatnich lat. Gorąco się ją poleca!
Zdarza się Wam popełniać akt intelektualnego włóczęgostwa? Kiedy to próbując zrozumieć nowe zagadnienie i rozkładając je na czynniki pierwsze nagle waszą uwagę przykuwa coś nowego? Coś co do zasady wpisuje się w pierwotne zagadnienie, ale jest to temat poboczny, którego zrozumienie nie jest niezbędne do uchwycenie istoty problemu pierwotnego. A jednak nie potraficie się oprzeć i schodzicie ze ścieżki. Zaczynacie błądzić, skacząc od jednego tematu do drugiego. Coraz to szybciej i bardziej kompulsywnie. Bo tych rzeczy jest tak dużo, a wszystkie z nich są nad wyraz intrygujące i nęcące. Powoli zapominacie, od czego tak właściwie wyszliście. Aż wreszcie kończycie, z kacem braku solidności. Z uczuciem, że nic nie wiecie, pomimo, że zgłębialiście odmęty nauki przez ładnych kilka godzin. Macie tak? Bo ja tak! Tym razem zaczęło się od sumy liczb naturalnych (link). Próbując zrozumieć ten „fenomen” i brodząc w internetowej brei, polując na coś bardziej strawnego niż bełkot Wikipedii, musiałem gdzieś natknąć się na Eulera, Leonharda, szwajcarskiego matematyka. Piszę „musiałem”, bo już nie pamiętam jak do tego wszystkie doszło. Nazwisko było mi znane, zapewne z czasów studiów lub liceum, ale tylko i wyłącznie, jako nazwa własna jakiejś matematycznej hipotezy lub twierdzenia. Nic więcej. Z pewnością nie znałem Leonharda jako człowiek i z tego właśnie powodu – oraz z powodu bycia Polakiem o czym za chwilę – przerwałem próby zrozumienia sumy liczb naturalnych i zacząłem czytać biografię Eulera. Ach, fascynująca lektura! Oczywiście Euler jak i jego życie nie przypominają fabuły filmu sensacyjnego. Leonharda nie prowadził bujnego życia towarzyskiego, nie był bywalcem salonów, ulubieńcem dworów ówczesnej Europy. Euler nie był wszakże Leibnizem. Niemniej jednak, czytając biografii tego Szwajcara czułem dużą satysfakcję. Bo w rzeczy na pozór nudnej (bo jak życie matematyka może być ciekawa) znalazłem rzecz niebywałą, znalazłem człowieka. A to samo w sobie jest fascynujące! Wracając natomiast do Eulera to o jego wszystkich perypetiach życiowych w osobnym poście, jeśli oczywiście w międzyczasie coś innego nie przykuje mojej uwagi. Teraz natomiast tylko krótki cytat, jego przyjaciela Christiana Goldbacha (także matematyka), który rozwiewał wątpliwości Leonharda w materii swojej bytności w Polsce.
Nie musiałem mówić, że byłem w Polsce. Lud po wsiach w pobliżu Królewca mówi po polsku. Podróże zacząłem od miasta na Warmii, a gdzie zaczyna się Polska, nigdy się nie zastanawiałem. Jadąc przez Polskę, nikt nikogo nie zapytać, skąd i dokąd. Ktoś, kto jest w Polsce nie musi wiedzieć, że w niej jest. Czy zatem należałoby nazwać ten kraj szczęśliwym? Tak go zawsze nazywali wszyscy sąsiedzi, a cesarz w Wiedniu miał na każdą polską elekcję arcyksięcia. Ten stan gotowości trwa. Broniąc tej ziemi przed Francuzami, dopuszczono do panowania niegroźnych – jak się wydawało – elektorów saskich. Obecnie panujący tu August III chciałby rozwinąć nauki. Współcześni królowie nie cenią uniwersytetów, więc wzorem innych będzie zakładał Akademię (…). Rzecz leży w charakterze tego narodku. Kiedy się nad nim zastanawiam, zapytuję sam siebie, że może ja też z nich? Bo skąd u mnie tyle skłonności do rozmaitych zainteresowań, do robienia dziesięciu rzeczy na raz, co mi wypomniał wielki Leibniz, który też mógł to mieć po nich, jak nieraz żartował.
Grzebał w genealogii, czy aby nie jest z Polaków, bo chociaż do uczonych paranteli tam się nie dobierzesz, to wielkim szykiem u Niemców jest słowiańsko brzmiące nazwisko. To samo u nas w Prusach.
Podobnie jak ze mnie nie będzie wiele miał pożytku w Akademii jej kanclerz, tak i August III nie doczeka się w swoim królestwie pilnych akademików. Młody polski szlachcic jest świetnie wykształcony, zna łacinę i obce kraje. Nigdzie się tak interesująco nie rozmawia jak w Polsce. Ich literatura jest wyszukana, szkoda tylko, że ograniczona do ich języka. Biblioteki są zapełnione książkami z wszelkich dziedzin. Uczy się od nich Moska i cała Ruś. Ale oni sami nie uczą się z nich budować okrętów. Będąc wielce wykształconymi, nie aplikują swojej wiedzy w żadne większe przedsięwzięcia, ciesząc się nauką jak dzieci.
Klęski, które spadły na Rzeczpospolitą, Polacy traktują, jako niesprawiedliwość. Nas, Prusaków, podejrzewają o najgorsze zamiary. Ale przecież dobrowolnie dali nam Królewiec, nie upominając się o jego zwrot, kiedy wymarła linia Albrechta, siostrzeńca Jagiellonów, a nasz lud nie potestowałby przeciwko temu. Teraz, z powodu tumultu w Toruniu, podsycanego przez tak zwanych dysydentów, myślą o interwencji w naszym królestwie. Nie zrobią tego jednak, bo przedtem musieliby zorganizować armię, co wymagałoby większego wysiłku, niż dawnym zwyczajem siąść na koń i rozegrać bitwę w dawnym stylu.
Na twarzach poważnych senatorów maluje się troska. >>Mane, tekel, fares<< wypisał już im ksiądz Skarga, kiedy byli u szczytu potęgi, ale oni uważali jego wieszczby za skrzydlate frazy, jakie kierowane były kiedyś do Ateńczyków i do Rzeczpospolitej Rzymskiej. Czy przychodzi teraz wspaniałej Sarmacji pójść w ślady sławnych starożytnych poprzedników?
Cytat pochodzi z książki „Cztery szkice z przeszłości Matematyki” Jerzego Mioduszewskiego, którą z pełnym przekonaniem polecam, a przynajmniej jej pierwszą ćwiartkę traktującą o Eulerze.