Bilet do Kalifornii
Autor:
Ewa Krasoń
ISBN: 978-83-8294-421-1
58,00 zł
35,00 zł
Oszczędzasz: 23,00 zł
Najniższa cena w ciągu 30 dni przed aktualną promocją: 58,00 zł
Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni 35,00 zł
Premiera wydawnicza!
„Bilet do Kalifornii” to powieść, która porusza serce, skłania do refleksji nad tym, co naprawdę liczy się w życiu, i oferuje czytelnikom emocjonującą opowieść o miłości, stracie oraz odwadze w obliczu trudnych wyborów. Jeśli szukasz historii, która łączy w sobie głębokie emocje, zaskakujące zwroty akcji i prawdziwe życie, ta książka na pewno cię zafascynuje.
Pełna emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji powieść, która zabiera czytelnika w podróż przez skomplikowane relacje rodzinne, przyjacielskie oraz wyzwania, z jakimi muszą zmierzyć się bohaterowie. Akcja toczy się w malowniczej Kalifornii, gdzie spotykają się losy ludzi próbujących odnaleźć swoje miejsce w życiu.
Główna bohaterka, Abi, to młoda kobieta, która szuka nowego początku. Jej życie zmienia się diametralnie, gdy spotyka Billa. Niespodziewanie staje się on dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem. Chociaż ich relacja rozwija się powoli, oboje zaczynają marzyć o wspólnej przyszłości. Jednak nieoczekiwane wydarzenia wprowadzają chaos do ich życia. Bohaterowie stają przed szeregiem trudnych decyzji dotyczących zarówno przyszłości, jak i tajemnic, które wychodzą na jaw.
Powieść łączy w sobie dramaty, miłość, przyjaźń oraz poszukiwanie sensu w świecie, który wydaje się pełen zagadek. W tle pojawia się również temat budowania nowego domu, dosłownie i w przenośni, co staje się metaforą procesu odnajdywania siebie, naprawiania błędów przeszłości i tworzenia czegoś trwałego i pięknego na fundamentach dawnych doświadczeń.
„Bilet do Kalifornii” to książka, która porusza serce, skłania do refleksji nad tym, co naprawdę liczy się w życiu, i oferuje czytelnikom emocjonującą opowieść o miłości, stracie oraz odwadze w obliczu trudnych wyborów. Jeśli szukasz historii, która łączy w sobie głębokie emocje, zaskakujące zwroty akcji i prawdziwe życie, ta książka na pewno cię zafascynuje.
Fragment książki
– Przychodzi taki moment w życiu, że chcesz się sprawdzić i wybierasz własną drogę.
– Ale chyba nie taką, żeby spać pod gołym niebem?
– Taką, tylko taką, mój drogi. Żeby poczuć wolność, trzeba zostawić wszystko za sobą.
– To nie dla mnie.
– Powiedział mi o tym stary Doug, gdy byłem młodym chłopakiem. […] Intrygował mnie, więc kiedy tylko miałem okazję, siadałem obok niego i słuchałem. Był u nas dwa dni. Nie masz pojęcia, jaki on był spokojny i szczęśliwy. Powiedział mi wtedy, że opuścił dom, aby stać się częścią przyrody, odzyskać wolność i oczyścić duszę. Opowiedział mi, co zobaczył i czego był świadkiem, odkąd wyszedł z domu. I mówił, że nigdy by tego nie dostrzegł, choć było na wyciągnięcie ręki, bo inne sprawy przesłaniały mu oczy. Na odchodne życzył mi, abym był wolnym człowiekiem, żeby mnie nic nie ograniczało. I żebym zawsze słuchał swojego serca. Spróbowałem więc żyć jak on.
Krasoń Ewa
z wykształcenia historyk, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. W USA studiowała kierunki pedagogiczne na National Louis University i Dominican University. Dziennikarka współpracująca z „Dziennikiem Związkowym – Polish Daily News”, pedagog Chicago Public Schools. Autorka książek Matki (2017), Skradziona młodość (2024) i Zniewoleni (2024).
Oficyna Wydawnicza "Impuls"
Autor | Ewa Krasoń |
ISBN druk | 978-83-8294-421-1 |
ISBN e-book | |
Objętość | 318 stron |
Wydanie | I, 2025 |
Format | 126x195 |
| Oprawa | miękka, klejona, fola matowa |
Bill i sójka
Według Emmy nic nie dzieje się bez przyczyny
Który pomysł najlepszy
Poszedł do lepszego świata
O tym, jak szlachetne pomysły lądują w koszu
i zmuszają do poszukiwania nowych
Karta prawdę ci powie
O czym myślała Melanie
Pożegnanie Joe
Refleksje i wybory
Bill poczuł samotność
Życie wraca do normy
Czym żyją mieszkańcy Fort Pine
Święto w mieście
Życie jak pory roku
Pocałunek na pożegnanie
Porada koleżeńska, czyli co robić
Wiadomość
Plany podróży
Ozdoby choinkowe
Abi i Maurizio
Przygotowania do podróży
Podróż
W rodzinnym domu
Wszyscy się dowiedzą
Ucieczka
Plany i marzenia
Zostań z nami
Tylko się nim zaopiekowałam
Trzy dni wcześniej
Choinka w mieście
Wieczór wspomnień
Jak dawniej
Należą ci się przeprosiny
Wiadomość o decyzji Billa
Wieczór w barze
Dlaczego
Lot pełen niespodzianek
Byłam zazdrosna
Za nowy początek
W domu
Obawy Emmy
Jeden zamiast dwóch
Czy ojciec chrzestny miał rację
Niespodziewana wiadomość
Bill i sójka
Bill spędził noc nad rzeką, leżąc na macie pod konarami rozłożystego jesionu. Wschodzące słońce wypierało nocny chłód. Cień spływał leniwie z pagórków i szczytów drzew. Budziły się ptaki, a drzewa, krzewy i trawy odzyskiwały intensywny zapach. Bill mrużył oczy przed natrętnymi, kąśliwymi promieniami słońca. Odwrócił się do nich tyłem, zamknął powieki, próbując zasnąć. Jednak bezskutecznie. Po chwili usiadł leniwie, wyprostował plecy i skrzyżował nogi. Patrzył na rzekę, po której poranne kosmyki słońca ślizgały się w zielonkawo niebieskiej tafli wody. Węże wodne wychylały główki i znikały pod powierzchnią, zostawiając za sobą faliste krążki. Idący z południa wiatr pląsał po falach, kołysząc je i zawracając. Bill wstał, skierował się w stronę brzegu, zanurzył stopy w wodzie i poczuł orzeźwiający chłód. Nachylił się, nabrał wody w dłonie i umył nią twarz. Mokrymi rękami wygładził włosy i przetarł kark.
Wrócił na matę, usiadł i wyjął z plecaka złożoną w prostokąt mapę drogową. Rozłożył ją starannie na trawie. Położył się na brzuchu i zaczął studiować drogi główne, boczne, miasta, parkingi i obszary zieleni. Można powiedzieć, że podróżował palcem po mapie, wyrwanej z atlasu dróg w miejskiej bibliotece Fort Pine, małego miasteczka w zachodniej Montanie, do którego przywędrował przed rokiem.
Nisko nad głową Billa przeleciała sójka z niebieskimi skrzydełkami. O mało nie dziobnęła go w plecy. Bill uniósł głowę i śledził lot ptaka, który odleciał w stronę rzeki i zaraz powrócił, aby usiąść na gałęzi jesionu zwisającej poziomo nad ziemią i rozpocząć walkę z korą drzewa. Dziobał ją uporczywie, jakby chciał przełamać wpół. Bill patrzył na zmagania ptaka i kibicował jego działaniom.
– Dawaj, dawaj, sójka! – powtarzał. – Mocniej, mocniej, jeszcze raz!
Gdy Billowi wydawało się, że zwycięstwo ptaka nad korą jest już bliskie, ten zrezygnował, sfrunął z drzewa i usiadł na trawie, na wprost Billa. Patrzył mu w oczy. Nie bał się człowieka. Bill poczuł się niezręcznie. Ptak przyglądał mu się nieruchomo. Ani człowiek, ani ptak nie wykonali żadnego ruchu. Rosło napięcie. Patrzyli sobie w oczy. W końcu ptak zatrzepotał skrzydełkami, uniósł się w powietrze i odleciał wzdłuż rzeki, a Bill sięgnął do plecaka po resztki kolacji, która miała się stać jego śniadaniem. Parę frytek i kawałek niedojedzonego kurczaka.
Było za wcześnie, by udać się w okolice pralni pana Shina, którego mieszkańcy miasteczka nazywali Chińczykiem, mimo że pochodził z Wietnamu, gdzie razem z ojcem łowił krewetki i sprzedawał je miejscowym restauratorom. Bill zaglądał codziennie na plac przed pralnią, pytając, czy może się na coś przydać. Kiedy tylko samochód dostawczy Shina zatrzymał się na placu, bez pytania łapał za towar i zanosił go do pralni lub szopy. Podobnie postępował, gdy pan Shin przywoził zakupy spożywcze dla Hamburgera – małej jadłodajni graniczącej przez ścianę z pralnią. Pani Mei, żona Chińczyka, smażyła w niej hamburgery, kury i frytki, sprzedawała chipsy i napoje w puszkach. Tu częściej Bill znajdował zajęcie. Szorował patelnie i garnki tłuste od wysmażonego oleju. Pani Mei w podzięce za pomoc karmiła go resztkami jedzenia. Na Święto Dziękczynienia dała mu pięć dolarów i tyle samo na Boże Narodzenie. Pan Shin wkładał mu czasami do kieszeni dolara. Szczególnie zimą, gdy Bill odśnieżał plac przed pralnią i jadłodajnią.
Gośćmi Hamburgera byli głównie klienci Shina. Po nastawieniu prania i w oczekiwaniu na jego wysuszenie jedli dla zabicia czasu albo przychodzili celowo robić pranie w porze lunchu. Nie należeli do ludzi zamożnych. Mieszkania wynajmowali w suterenach apartamentowców lub domach prywatnych bez dostępu do pralek.
Słońce ledwo ruszyło się ponad linię horyzontu, a to oznaczało, że większość mieszkańców miasteczka dopiero przewraca się w łóżkach na drugi bok. Bill postanowił pójść w kierunku mostu, by schować w skrytce oglądaną przed chwilą mapę.
Opuszczając teren nad rzeką, szedł wydeptanymi, ubitymi ścieżkami przez las luźno rosnących sosen. Potem chodnikiem biegnącym wzdłuż głównej drogi dotarł do granicy miasta, a tam dobrze znanymi sobie uliczkami zmierzał w stronę mostu. Po drodze gapił się na domy i ogrody, jakby dokonywał codziennego spisu inwentarza, choć znał je w szczegółach na pamięć. Niespodziewana zmiana zwróciła jego uwagę. Nad dziurą po ściętym drzewie stał jak zahipnotyzowany. Podobnie reagował na brak plastikowej ropuchy ustawionej między kaczeńcami nad wodnym oczkiem, zastąpienie metalowego koguta łabędziem-doniczką przy głównym wejściu do budynku, przestawienie ogrodowej parasolki, krzeseł czy przewieszenie huśtawki dla dzieci z jednej gałęzi na drugą.
Okolice mostu, do którego zmierzał, wybrał na schronienie podczas deszczowych dni w Montanie. Most zbudowano nad ulicą Grant, jedną z głównych ulic miasta. Chodnik pod mostem wznosił się kilka metrów nad ziemią. Jego barierki w kształcie metalowych łuków łączyły się z betonową belką podtrzymującą torowisko. Od strony ulicy metalowe, grube łuki przypominały krużganki. Z drugiej strony chodnik otaczała skarpa porośnięta kępami trawy. Chodnik był wyjątkowo urokliwym, zacisznym miejscem, po którym rzadko ktoś przechodził. Bywały dni i tygodnie, gdy żadna stopa nie odcisnęła na nim swojego śladu. Bill lubił ten zakątek nie mniej niż bujną koronę jesionu, spod której rozpościerał się widok na rzekę, wierzby na jej przeciwnym brzegu z konarami oblepionymi w dolnych partiach mułem, rozlewiska otoczone trzcinami, szuwarami, pstrolistnymi bylinami, błyszczące wzgórza i stoki skalnego masywu górskiego.
Tymczasem chodnik pod mostem w porze deszczu zmieniał się w tajemniczą krainę mgieł, zacierającą wyraziste kontury metalowych prętów, drzew, smukłych latarni miejskich i budynków. Można wpatrywać się nieruchomo w miejsca, wymyślać lub przywoływać zdarzenia z przeszłości. Szczególnie wieczorem w migotliwym świetle latarń i pełzających cieni. Na szczycie skarpy, pod betonową belką zwisającą nad ulicą, Bill ma skrytkę. Żeby się do niej dostać, musi jedną rękę zaczepić o krawędź belki, wyprężyć ciało, lekko zawisnąć nad ulicą, a drugą rękę zanurzyć w otworze. Wyciąga z niego małą blaszaną skrzyneczkę. Ruch wymagający trochę akrobacji nie sprawia Billowi trudności. Jest szczupłym brunetem o długich rękach i lekko okrągłych ramionach. Jego twarz wzbudza zaufanie. Czy jest to bardziej zasługą łagodnego wyrazu twarzy, czy dużych, okrągłych brązowych oczu, które potrafią skupiać wzrok na rozmówcy? Ma ukończone trzydzieści lat. W dniu, w którym gasił świeczki w kształcie cyfr trzy i zero, ze zdziwieniem przyglądał się tej obcej liczbie. Długo się z nią oswajał. Gdy w kolejnym roku obok trójki stanęła jedynka, przestał zdmuchiwać świeczki i przyrzekł sobie, że odtąd będzie tylko pamiętał, że skończył trzydzieści lat. W ten sposób szybko się nie starzeje.
Wyjęcie skrzyneczki spod betonowej belki, sprawdzenie zawartości, którą stanowiły zwitek dolarówek i mosiężny klucz, oraz włożenie mapy nie zajęły mu dłużej niż minutę. Upewnił się, że pudełko bezpiecznie spoczywa w schowku, zeskoczył na chodnik i rozpoczął poranny spacer po mieście.
Szedł w stronę baru Pod Pazurem. Obok wejścia na metalowym uchwycie wisiał wielki drewniany szyld z malowidłem przedstawiającym niedźwiedzia unoszącego do góry łapę. Bar otwierany był o siódmej rano. Pracowała w nim Abigail, dziewczyna, która przybyła z koleżanką do miasteczka parę miesięcy temu. Wynajęły pokój w suterenie. Abi zatrudniła się w barze, a jej koleżanka o imieniu Brooklyn (w skrócie Brook) wywiesiła w oknie ogłoszenie „Wróżę z kart” i podobno zdobyła niemałą klientelę. Obie kobiety miały około trzydziestki. Bywały dni, w które wyglądały młodziej, ale zdarzało się też, że wyglądały o wiele starzej.
[...]
Zobacz także
Powiązane produkty
- Brak powiązanych produktów