• Obniżka
  • Nowy
Przeżyć czy przetrwać?

Przeżyć czy przetrwać?

ISBN: 978-83-8294-357-3
28,57 zł
23,57 zł Oszczędzasz: 5,00 zł

Wyświetl historię cen produktu

Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni 25,00 zł

Czas dostawy kurierem InPost 24 godziny! E-booki w ciągu 15 minut!

Premiera wydawnicza

"Motorem naszych przemyśleń, naszych nowych sposobów na życie jest upływający coraz szybciej czas..."

"Samotność nie jest karą, a możliwością skupienia się na swoim rozwoju, na uzupełnieniu braków, czy to w wykształceniu, czy w innych dziedzinach życia…"

Wersja książki
Ilość

Nowa książka, nowa ja!

Kilka słów wstępu sygnalizuje kontynuację wyrażonych we wcześniejszej książce (Osobista filozofia relacji) myśli, ponieważ nie wyczerpałam wielu podjętych tematów. Warto do nich wrócić. Czuję taką konieczność. Dla mnie pisanie jest drogą wyrażania siebie, obcowania ze sztuką tworzenia, tłumaczenia, ale także przekazywania myśli, spostrzeżeń, które mogą być inspiracją do zmian w myśleniu i zachowywaniu się ludzi w relacjach bardzo bliskich, koleżeńskich, rodzinnych, intymnych czy biznesowych.

Autorka

149 Przedmioty

Opis

Książka papierowa
oprawa miękka

Specyficzne kody

isbn
978-83-8294-357-3

Krystyna Bielak

Krystyna Bielakemerytowana, dyplomowana ekonomistka, absolwentka Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, kierunek: socjologia i studiów podyplomowych w Akademii Krakowskiej, im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, kierunek: praca socjalna.

Oficyna Wydawnicza "Impuls"

Autor

Krystyna Bielak

ISBN druk                    

978-83-8294-357-3

ISBN e-book

Objętość

84 stron

Wydanie

I, 2024

Format

B5 (160x235)

Oprawamiękka, klejona, folia matowa

Nowa książka, nowa ja!       

Upływ czasu, a wybór życiowej drogi…    

Odwieczny wybór: czy lepiej mieć, czy lepiej być?     

Kształtowanie emocji, budowanie relacji     

Wybór czy przeznaczenie?     

Czy przyszłość determinuje teraźniejszość?     

Budzenie świadomości     

Życiowe wyzwania     

Samodzielność, komunikacja, uważność     

Twórz dobro!   

Kierunki rozwoju   

Przeżyć czy przetrwać?     

Historia czy teraźniejszość, przyszłość?     

Miłość – radość czy smutek?     

Wzorce    

O kompromisie w miłości     

Ogród miłości     

Miej serce i patrz w serce    

Samotność

Upływ czasu, a wybór życiowej drogi…

Motorem naszych przemyśleń, naszych nowych sposobów na życie jest upływający coraz szybciej czas. W ciągłym pędzie, biegnąc przez życie trudno nam się zatrzymać, przemyśleć ważne dla nas sprawy. Choć wydaje się to abstrakcyjne wiem to doskonale, a przynajmniej tak to czuję i widzę. Jasna sprawa, że różny jest upływ czasu u każdej osoby, inne tempo, priorytety czy hierarchie wartości. To co dla nas ważne w naszym życiu, oczywiście nie musi być również ważne dla kogoś innego. Do wszystkich aspektów życiowych musimy podchodzić racjonalnie i z dużym dystansem. Ja o tym wspominam, gdyż z mojego punktu widzenia tak te sprawy postrzegam…

Najlepiej, gdy kierując się uniwersalizmem w poglądach, wypowiedziach czy ocenach, wybierzemy optymalną drogę. Proponuję tak oceniać różne zjawiska życiowe, aby wpasowały się w bardzo zróżnicowany przekrój zachowań ludzkich i aby moje oceny czy sugestie były pomocne, aby były w stanie wesprzeć tych wszystkich, którzy prawd życiowych szukają, lub oczekują pomocy w zrozumieniu niełatwych, często zagmatwanych arkanów życia.

Rozmyślania na temat uciekającego czasu mają też zabarwienie trochę pesymistyczne, gdyż często słyszę od ludzi pogląd, że dzięki szybkiemu przemijaniu coś się zmienia, jakoś przeleci itd. itp.

Myślę, że niektórzy z nas nie chcą przyjąć do wiadomości i swojej świadomości, że czas mija bezpowrotnie. Jeśli tak to na to co było, minęło, już nie mamy wpływu. Koniec i kropka.

Tak można myśleć, jeśli jest w naszym życiu harmonia, wszystko się ułożyło, jest super, wspaniale. Często jednak tak, niestety nie jest. Niejeden z nas czuje, że coś przegapił, coś zaniedbał lub nie dopilnował. Wiemy to doskonale, chociaż wypieramy często do podświadomości.

Warto byłoby zatrzymać się choćby na chwilę i zastanowić, dokąd zmierzamy, dokąd biegniemy. Ta chwila pozwala na zauważenie, że jakakolwiek zmiana w naszym życiu jest konieczna. Może potrzebna właśnie w tym momencie…

Ignorujemy nasze odczucia, lekceważymy czas nam dany do zrobienia czegoś pożytecznego dla siebie i innych.

Nikt za nas samych niczego nie zmieni, nikt za nas niczego nie naprawi. My sami jedynie jesteśmy kreatorami nie tyko własnego życia, ale partycypując w życiu innych poprzez relacje w rodzinie, wychowanie dzieci, wpływamy na nich, powodując często ich rozterki czy choćby pytania, a to pierwszy zwiastun zmian.

Wydaje mi się, że często ludziom brak odwagi na zmiany, na to by spojrzeli w swoje oczy i zadali sobie pytanie czy wszystko w ich życiu jest ok?

Poza odwagą potrzebny jest jeszcze wysiłek, wiedza, szukanie tzw. przysłowiowej recepty na udane, dobre życie. Wszystko jest trudne i skomplikowane. Mnie osobiście dojście do tego momentu zrozumienia swojej drogi życiowej zajęło 50 lat. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, wręcz abstrakcyjnie.

Wszystko tak naprawdę zaczęło się dawniej, gdy będąc jeszcze małą dziewczynką bardzo lubiłam słuchać opowieści mojej babci Agnieszki. Było to o wiele prostsze niż w obecnych czasach, gdyż razem z bratem i rodzicami mieszkaliśmy u babci.

Moja babcia Agnieszka była bardzo mądrą kobietą, odważną, bardzo postępową, zważywszy na fakt urodzenia i życia w dziewiętnastym wieku. Odnoszę wrażenie, że w tamtych czasach kobiety były bardzo rezolutne, inteligentne, a przy tym atrakcyjne, modnie ubrane i wspaniale dbające o rodzinę. To były czasy piękne, ale także ciężkie, brutalne, okrutne w czasie drugiej wojny światowej.

Po wojnie zaczęła się tułaczka po świecie w poszukiwaniu nowego miejsca do życia i mierzenia się z ciężkimi latami powojennymi. Piszę o tym, gdyż mam głęboko w sercu i pamięci rozmowy mojej babci ze mną i jej opowieści. Wspominam je bardzo ciepło. Myślę, że wsłuchiwanie się w te wspomnienia było podstawą mojego bardzo świadomego życia, oraz pozwoliło spojrzeć na nie jakby trochę z boku, obserwując jednocześnie wszystko i wszystkich dookoła.
Od zawsze lubię obserwować świat, ludzi, zwierzęta. Pasjonowało mnie wyciąganie później wniosków z tych obserwacji i doświadczeń, bo jak wiadomo nigdy ich w życiu nie brakuje.

Jeśli spytacie co mi dały te obserwacje, czy umiałam je w jakiś sposób wykorzystać?

Moja odpowiedź jest twierdząca, tak!

Od lat dziecięcych zbieram w swoim sercu i pamięci wszystkie zaistniałe sytuacje, rozmowy i doświadczenia. Mam dobrą pamięć. Czasami potrafię odtworzyć daną sytuację, przebieg rozmowy poprzez obraz i wracam do niej w taki sposób, jakby się odbywała tu i teraz.

Odnoszę wrażenie, że w takich chwilach żyję równolegle w dwóch światach, tym minionym i obecnym.

To jest bardzo ciekawe, a zarazem męczące doświadczenie, ponieważ żyjąc i będąc tu i teraz, odczuwam jak bym była także w przeszłości, a ona determinuje moją współczesność.
Ma to dobre i złe strony i może dlatego jestem tak bardzo mocno zdeterminowana, aby o tym mówić, pisać, ale także dzielić się całym bagażem doświadczeń życiowych. Celem jest stworzenie takiej platformy wiedzy, może trochę tajemnej dla niezainteresowanych, ale ważnej dla czytających, a zwłaszcza poszukujących wiedzy o sobie, o życiu, aby w cudowny, wartościowy sposób je przeżyć i na końcu życiowej wędrówki stwierdzić, że zadanie zostało wykonane na sto procent.

Takie uczucie spełnienia, zadowolenia to właśnie tak poszukiwane i oczekiwane szczęście.

Być może zapytasz, a co z prozą życia, z problemami, różnymi wyzwaniami i przeżytymi trudnymi chwilami?

Moim zdaniem, niczemu to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie raczej pomaga.

Życie przeżywamy bardzo świadomie, wiedząc lub czując, że wszystko co nas otacza, doświadcza, inspiruje, krzywdzi, czegoś nas także uczy.
Nasze życie jest jak książka do napisania jest w nim początek, wstęp, środek (treść) i jest zakończenie. Tylko od nas samych zależy jaki ta książka będzie miała kształt, jaką zawartość i jakie zakończenie…

Czy my naprawdę potrzebujemy odkrywać naszą drogę życiową?

Czy zastanawiasz się nad potrzebą, koniecznością, badania, odkrywania naszej drogi życiowej? A jeśli tak, to w jaki sposób? W kontekście jakiś znaków, wyczuwania intuicyjnego swojego losu, osobistych możliwości intelektualnych czy percepcyjnych. Jeśli bowiem młoda, nastoletnia osoba zaczyna odkrywać prawdę o sobie, o celu swojego życia, często popartego pewnymi wizjami to czy to jest ok? Czy raczej lepsze jest bierne dorastanie, pokonywanie kolejnych etapów życia bez wczuwania się w nie, bez emocji? Na takie pytania każdy musi sam sobie indywidualnie odpowiedzieć i uznać, że niezależnie od tego co ustalimy, będzie to dla nas najlepsze.

Ja wybrałam wariant pierwszy. Od wczesnych bowiem lat, od dzieciństwa bardzo lubiłam obserwować przyrodę, kochałam zwierzęta i uwielbiałam zabawy w samotności. W takich chwilach mogłam całkowicie się wyciszyć i spokojnie analizować otaczający mnie świat. Bardzo często w dzieciństwie pokazywały mi się obrazy, docierały jakieś informacje, których na początku nie rozumiałam. Później okazało się, że posiadam duże zdolności przewidujące przyszłość, czy zachowania wtedy jedynie bliskich osób. Często zdarzało mi się usłyszeć od osoby dorosłej coś co było mi już intuicyjnie znane. Pojawiały się w związku z tym pytania, skąd ja to wiem?

Ja sama tego nie wiedziałam. Bardzo często zgłaszałam swoją dezaprobatę wobec decyzji mamy, nie umiejąc uzasadnić, że będzie lepiej, bezpieczniej inaczej postąpić. Z perspektywy minionych lat miałam mocno rozwiniętą intuicję przewidującą przyszłość.

Zdarzało mi się wielokrotnie ją kreować tak, by sprawdziła się po latach. To było cudowne odkrycie dla mnie samej, ale niekoniecznie dla bliskiego otoczenia. W rodzinie byłam postrzegana jak taki trochę odmieniec, dziwoląg, na którego nie warto zwracać uwagi. Innym niesamowitym przeżyciem, według mojej opinii było częste zjawisko polegające na tym, że dane miejsce, w którym się pojawiałam np. z rodzicami, czy na szkolnej wycieczce poznawałam nie jako zupełnie mi nieznane. Wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że to miejsce już dobrze znam i na pewno już tu kiedyś byłam, co zważywszy na młody wiek nie było możliwe…
Innym ciekawym aspektem mojej młodości były sny. Najczęściej były one bardzo barwne, ciekawe, czułam się w nich cudownie, jak bym przeżywała niezwykłą przygodę.

Bardzo często te sny były zwiastunem wydarzeń, które się realizowały w rzeczywistości.

Nie były to dla mnie łatwe lata dzieciństwa i wczesnej młodości. Nie potrafiłam dochodzić do porozumienia z rówieśnikami, nie mówiąc już o relacjach z moim bratem. Źle się czułam w swoim środowisku, gdyż z jednej strony pragnęłam być wolna i zdecydowana na własne wybory, według własnych kryteriów, a z drugiej strony byłam podporządkowana rodzicom, zobowiązana do przestrzegania reguł życia ustanowionych przez świat dorosłych.

Tak, nie było mi lekko, ciągła rozterka pomiędzy tym co mi każą rodzice, a co ja tak naprawdę chcę, czuję i pragnę. W moich czasach nikt nie pytał się dziecka o zdanie, co ewentualnie by chciało. Nie pytano o marzenia i pragnienia. Dzieciom narzucano zachowanie, postępowanie, myślenie i je egzekwowano. Nikt o nic nie pytał. Dość ciężkie lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku.

Jak już wspomniałam było mi przykro i smutno, gdyż czułam się mało zaopiekowana. Rodzice nie byli moimi przyjaciółmi. To nie było tak jak obecnie, że rodzice rozmawiają z dziećmi, wyjaśniają różne sprawy, zdarza się, że je ukierunkowują. Ja tego nie miałam.

Dodatkowo dziewczynkę w rodzinie traktowało się gorzej, raczej preferowano chłopców. Dziewczynka, córka, miała pomagać mamie, bratu, a nie zawracać głowy swoimi mało ważnymi dla nich sprawami.

Muszę tu podkreślić i raz jeszcze powiedzieć, że jedynie moja babcia Agnieszka wierzyła we mnie, pozwalała mi na życie trochę na własnych warunkach, podbudowując wsparciem mentalnym i materialnym. Często sama jeździłam do niej. Z domu do babci jechałam tramwajem około dziesięć przystanków. Nie lubiłam swojego środowiska rówieśniczego, a u niej byłam traktowana poważnie i czułam się bardzo dobrze.

Rzecz jasna, że te samotne wyjazdy do babci Agnieszki odbiły się na relacjach pomiędzy moją mamą i mną, a także i moim bratem. Bardzo im przeszkadzało, że zachowuję się inaczej niż reszta rodziny. Już w tamtych latach zrozumiałam, że jeśli chcę stanowić sama o sobie to muszę małymi krokami budować swoją ścieżkę życia i sama wyznaczać własne cele i zadania.

Wiadomo, że wszystko co robimy według własnych kryteriów, naraża nas na krytykę, niechęć, czy wręcz wrogość innych ludzi, którzy zamiast spróbować zrozumieć o co nam chodzi decydują się na atak i agresję. Niezwykle często musiałam się w swoim życiu trudzić, aby udowodnić własne racje czy móc przekonać otoczenie do ich zasadności. Nie było to łatwe i często spalało na panewce.

Myślę, że życie nie polega na walce, na udawadnianiu swojej racji, a na tym, aby słuchać swojego wewnętrznego głosu, być pewnym tego co się myśli i robi. Za wszystko bierzemy odpowiedzialność. To nasza sprawa czy błądzimy, czy trafiamy bez problemu do celu.

Szkoda życia na uwikłanie w niekończące się dyskusje, które nie są merytoryczne i nie wnoszą nic wartościowego w nasze życie. Nasze życie nasz problem
Ponownie podkreślam, że czas nieubłaganie upływa i mam takie odczucie, że stanowi on taką formę kary dla ludzi. W dzieciństwie, kiedy rozpoczynamy nasza drogę życiową, jawi się nam ona optymistycznie, w jasnych barwach. Czujemy wtedy wewnętrznie, że mamy dużo czasu na wiedzę, na poznawanie ludzi i świata. Żyjemy w dużym komforcie psychicznym. Do naszych obowiązków należy nauka, pomoc rodzicom w pracach domowych i wolny czas, który planujemy sobie na zabawę, czytanie książek, czy jak ktoś lubi jazdę na rowerze lub spędzanie czasu na podwórku w zabawach z rówieśnikami…

Czas upływa nam bez pośpiechu, cieszymy się szkolą, a później w miarę możliwości finansowych rodziców dobrymi wakacjami. Czas w szkole podstawowej, liceum upływa w spokojnym tempie. Rozpoczynając studia zaczynamy zdawać sobie sprawę, że okres dzieciństwa, szkoły i zabaw na podwórku już się skończył. To moment, w którym zaczynamy widzieć przed sobą inne etapy życia, nowe wyzwania, które też wymagają dużo czasu, aby je zrealizować.

W czasie zakładania rodziny jesteśmy euforycznie nastawieni do przyszłych obowiązków, które tuż za rogiem na nas czekają.

Oczywiste jest, że dopiero jak doświadczymy czegoś, upłynie określony przedział czasu, zaczynamy być świadomi jego przemijania. Nasze plany i marzenia także mobilizują nas do szybkiego dojścia do wyznaczonego celu, zrealizowania jak najszybciej naszych planów, ale także wykonania należycie zadań, które stawiamy sami przed sobą.

Kolejne etapy naszego życia, w różny, może inny, sposób pochłaniają nasz czas. Lata lecą i spostrzegamy, że szybciej mija nam dzień, tydzień, miesiąc i rok. Zaczynamy o czasie myśleć w kategoriach bezpowrotnego przemijania. Im bardziej ta świadomość zagości w naszym umyśle, tym szybciej upływa czas. Pomyślisz: nic nowego, wszyscy wiedzą, że tak już jest. Zgoda, ale podkreślając ten aspekt, chciałam bardzo dobitnie uświadomić fakt bezpowrotnego przemijania i już we wczesnej młodości uzmysławiania np. przez rodziców, dziadków, wychowawców czy mentorów, że to co minęło do nas nie wróci. Skoro tak, to wszystko to o czym zapomnieliśmy, pominęliśmy nie da się nadrobić, czy też naprawić. Od wielu lat obserwuję ludzi, słucham co mówią, jakie zgłaszają problemy, co leży im na sercu itp. Otóż wszyscy oni żałują minionych spraw, zaniedbanych rozmów, których już nie będzie. Życie nas determinuje do nieustannego biegu przed siebie. W momencie zatrzymania się, choćby na chwilę, odczuwamy dyskomfort, że coś zaniedbujemy. Permanentnie tłumaczymy się przed sobą i przed innymi, że nie mamy czasu, że się nie da, bo mamy czas ograniczony itp. Mamy tak zaprogramowane umysły, że liczy się tylko to co przed nami, co możemy jeszcze osiągnąć, co możemy jeszcze kupić, zdobyć…

Zobacz także

Polecane tytuły ( 8 inne tytuły w tej samej kategorii )

Nowa rejestracja konta

Posiadasz już konto?
Zaloguj się zamiast tego Lub Zresetuj hasło